Aktualności
2014-07-19
Bałtycki rejs Mariusza Główki na Focusie 690 "Szaman"
Rejs po słonej wodzie na mieczowym jachcie śródlądowym? Okazuje się, że można, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Nie musi to być jednostka duża i nowa, ale solidnie zbudowana i dobrze utrzymana jak 10-letni Szaman (Focus 690) z doświadczonym sternikiem, takim jak Mariusz Główka armator tego jachtu. Przebył nim tego lata bez problemu kilkaset mil po wodach Bałtyku. Poniżej krótka relacja Mariusza z nietypowego rejsu wraz z mapką i zdjęciem Szamana. Reportaż z żeglowania Szamanem po Bałtyku, autorstwa skipera, będzie można przeczytać w jednym z najbliższych numerów miesięcznika "Żagle" (jwp)
Ruszyliśmy w niedzielę 29.06 z Trzebieży (tydzień wcześniej jacht został tam przywieziony i zwodowany). Załogę stanowiły dwie osoby, ja i mój kolega - Artur. W planie mieliśmy osiągnąć Kopenhagę, ale to był plan maksimum, ponieważ nie miałem pojęcia jak Focus 690 będzie zachowywał się na morzu. Nie miałem obaw co do silnego wiatru, bo na Mazurach nie raz zdarzało mi się żeglować przywietrze znacznie przekraczającym 30 węzłów, ale nie wiedziałem jak jacht będzie zachowywał się na fali. Poza tym nie wiedziałem jaką będziemy mieli pogodę i dlatego liczyłem się z tym, że pozostaniemy gdzieś
na wodach osłoniętych w okolicach Rugii nie wychylając nosa na otwarte
morze.
Pierwsze dwa dni żeglowaliśmy w mazurskich warunkach za wyspą Uznam. Trzeciego dnia wyszliśmy na nieco większą wodę - Greifswalder Bodden.Przecięliśmy ją i wylądowaliśmy na Rugii robiąc kilkanaście mil bejdewindem po zafalowanej wodzie. Jacht szedł znakomicie, płynnie wchodził na około metrową falę i płynnie z niej schodził. Żeglowaliśmy na sucho, bez wody na pokładzie. Kolejnego dnia osiągnęliśmy Barhoft, miejscowość z której mieliśmy wyjść na otwarte morze. Ruszyliśmy i przeszliśmy ok. 40 mil na duńską wyspę Mon do Klintholmu. Znowu bajdewind, znowu metrowa fala.
Żeglowaliśmy mając postawionego grota na II refie i całego foka. Debiut
Szamana na otwartym morzu był zakończył się pełnym sukcesem, łódka bez najmniejszych problemów pokonała ten dystans osiągając wielokrotnie prędkość powyżej 6 węzłów.
Siódmego dnia żeglugi dotarliśmy do Kopenhagi. Tam odpoczywaliśmy od żeglowania i spędziliśmy cały dzień w mieście. Po dwóch nocach w Kopenhadze ruszyliśmy do Falsterbo do Szwecji, a stamtąd zrobiliśmy kolejny 40 milowy przelot po otwartym morzu na duńską wyspę Nyord. Rano zaczęliśmy żeglugę od pełnych żagli. Tym razem szliśmy baksztagiem i jacht podobnie jak w bajdewindzie doskonale radził sobie z falą. Wiatr tężał, więc zarefowaliśmy grota na II ref. Po jakimś czasie żeglowaliśmy już tylko na foku, a przed Nyord zarefowaliśmy foka.
Rankiem wiatr był jeszcze silniejszy. W porcie wiała mocna szóstka, zatem można było się spodziewać, że na wodzie jest 7B. Po kilku godzinach ruszyliśmy, wiedząc że za 3 mile mamy marinę w której będziemy mogli się schować, gdyby żegluga była trudna. Znów baksztag, ale tym razem fok tylko ciut odwinięty, jakieś 2 m.kw. żagla. Przy takim mizernym ożaglowaniu szliśmy z prędkością dochodząca do 7 węzłów, ale bez jakichkolwiek trudności. Jacht zachowywał się znakomicie. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bo byliśmy już na wodach osłoniętych, na których nie było dużego zafalowania.
Szaman w Gedser - ostatnim duńskim porcie rejsu
|