Aktualności
2010-08-19
W Augustowie i na Mistrzostwach Polski
Po raz pierwszy zdecydowałem się pojechać na regaty PPJK w Augustowie. Wiele dobrego o ich organizacji słyszało się od uczestników z poprzednich lat. I wszystko się potwierdziło. Organizatorzy i tym razem stanęli na wysokości zadania. To niewątpliwe najbardziej "przyjazna" dla żeglarzy impreza w jakiej uczestniczyłem. Przede wszystkim świetni ludzie ja organizują. Chce im się. Brawo "augustowska "Szekla" i organizatorzy oraz sponsorzy regat.
Pod względem sportowym, dla mnie te regaty były mniej udane. Tylko 6-te miejsce w klasie T2. Nowo zwodowany Skippi cruiser tracił sporo do czołówki, zwłaszcza na ostrych kursach. A kiedy już w niedzielnym wyścigu udało się być pierwszym na dolnej bojce, cała paradę zepsuł sternik Diery, wciskając się "na chama" między OLE i bojkę, nie mając krycia. Wyścig przerwano z powodu braku wiatru, więc nie było sensu składać protestu. Sternik Diery tłumaczył się, że ten jego mastodont jest trudny do opanowania. Cóż mu poradzić: niech zmieni łódkę albo sternika., tym bardziej, że to nie pierwsze taki jego wybryk.
Kilka dni później od 13 do 15 sierpnia rozegrano Mistrzostwa Polski. Przyjechałem do Giżycka wcześniej by poprawić pozycję masztu odpowiedzialną, jak się wydaje, za niezbyt ostrą żeglugę na wiatr. Sprawdziłem też parametry wnętrza. Niejaki Adamowicz już w Augustowie stwierdził, że na pewno jacht nie ma odpowiedniej przepisowej wysokości nad kojami. Zapomniał, że w Skippim wypełnia się półkoliste wycięcie w koji dziobowej i w ten sposób wydłuża się ją w najszerszym miejscu. A poza wszystkim, mój Skippi, w odróżnieniu od prototypu "inspektora," to łódka seryjna wykonana w stoczni ( nr. 154 w kolejności) z wkładką wnętrza limitującą jego parametry, z szafkami, bakistami i kambuzem. Zaprojektowaniem ją 8 lat temu, kiedy przepisy jeszcze nie istniały.
Jeszcze przed regatami nasza załoga doznała szoku. Spowodował go wynik pomiaru wagi OLE: 850 kg to dokładnie 100 kg za dużo w stosunku do masy minimalnej jaką może mieć jacht tej długości i powierzchni żagli. Panowie stoczniowcy nie żałowali chyba żywicy, nie bacząc na mój diagram laminowania i dostarczone przeze mnie dobre zbrojenie. Nadmierna masa i 3 osoby załogi, to mogła być jedna z przyczyn słabego wyniku w Augustowie. Wyjęliśmy co się dało, ale tylko mniej niż połowę balastu wewnętrznego.
Trzydniowe Mistrzostwa zredukowały się do jednodniowych. Wiatr odmawiał współpracy w piątek i w niedzielę. W sobotę natomiast wreszcie się pojawił. Udało się rozegrać 5 wyścigów. OLE jeździł lepiej niż w Augustowie, dystans do czołówki zmalał wyraźnie, ale pozwoliło to jedynie na zajęcie 8 miejsca na 16 startujących w klasie T2 jachtów. Nie obyło się bez spięć, z kim jak nie z 8-metrową Dierą. Wymyślił sobie jej sternik wpłynięcie na pole startowe od strony kursowej (falstartu). (później jednak twierdził, że się zagapił). Tyle że nie było miejsca. Można było go wywieźć tam skąd przypłynął czyli na falstart. Na moją uwagę stwierdził, że tak mu wolno. Sternikowi Diery wydaje się chyba, że jemu więcej wolno. Wykonał jeszcze jeden manewr na bojce przeszkadzając innym w jej okrążeniu. Z zasady unikam protestów. Nie walczę o punkty w PPJK. Toteż nie protestowałem gdy Angela przejechała nam na starcie po nawietrznej, usiłując zerwać wyluzowanym nasza stenwantę. Na szczęście już wiało słabiej. Bom udało się odczepić. Ale straciliśmy wiele cennego czasu na starcie.
Wyczyny Diery opisałem na forum strony internetowej PPJK. Miałem już dość, ponieważ na niemal każdych regatach zdarzały się incydenty z Dierą . W odpowiedzi, ani cienia skruchy nie mówiąc o przeprosinach. Wręcz odwrotnie, zgodnie z radziecką argumentacją w stylu: "a u was murzynów biją... ", zostałem obrzucony błotem przez osobnika o nicku "Jacek POL-135", który stwierdził, że potraktowaliśmy go podobno brzydkim wyrazami przed startem. Ewidentne kłamstwo. Nikt z naszej załogi w ogóle nie przypomina sobie takiego incydentu. Również krętactwem jest twierdzenie niejakiego "plitkina" załoganta Diery i zarazem kompulsywnego pisarza na wszystkich możliwych forach internetowych, że przecież nie miałem pretensji po wyścigu, więc o co chodzi. Miałem i "plitkin" dobrze o tym wie. Na koniec moja odpowiedź na powyższe kłamstwa nie przedostała się na forum: została zablokowana przez któregoś admina. Jednym z nich jest niejaki "Jack Pol-51". Piękne obyczaje, nie ma co.
W tych regatach chciałem sprawdzić jak stara moja konstrukcja wypada w konfrontacji z najnowszymi. Różnica w koncepcji kadłubów jest zasadnicza. Kadłub Skipi 650 C niemal identyczny jak w Skippi racer jest zdecydowanie silnowiatrowy, natomiast wszystkie najnowsze konstrukcje jak Storm 22, Calibra , to jachty o kadłubach typowo wypornościowych z mocno zaokrągloną pawężą i dużym ugięciem linii stępki. Trudno z nimi walczyć na słabszych wiatrach, zwłaszcza przy nadwadze OLE. Sprawdziło się przynajmniej częściowo rozwiązanie z regulowanym napięciem stenwant. Bardzo to ułatwia dostosowanie krzywizny profili grota do siły wiatru i kursu. Pochylenie masztu bardzo poprawiło ostrość żeglugi na wiatr, ale w tej materii jeszcze są niewykorzystane rezerwy. Na kursach pełnych nie ustępujemy pod względem prędkości czołówce, a nawet niekiedy, zwłaszcza powyżej 3 B jesteśmy szybsi. Świadczy o tym nadrobienie strat z kursu na wiatr na baksztagach i fordewindzie. OLE ma mniej zdecydowanie żagla niż konkurencja. Tylko 20,5 m2. Na więcej nie można sobie pozwolić, gdyż kadłub Skipi 650 C został zaprojektowany na wyporność 950 kg. Nie powinien ważyć więcej, ponieważ jego przegłębienie owocuje natychmiastowym spowolnieniem. Stąd te 20,5 m2 żagli by zmieścić się w masie 750 kg. Niestety, nawet po wyjęciu części balastu wewnętrznego i materacy łódka ważyła nie mniej niż 800 kg. Za dużo. Trzeba będzie przeprowadzić kurację odchudzającą.
foto: Jerzy Klawiński -"Żagle"
|