Artykuły
  2022-07-23 - O ś.p. Gołębiewskim i katamaranie "Balanga"
  Niedawno zmarł właścicieli i twórca sieci hoteli Tadeusz Gołebiewski. Nie wszyscy wiedzą  o jego inwestycjach biznesowych w jachting nie tak udanych jak w hotelarstwo.
  
	Miałem okazje go poznać nieco  blżej, gdy zaprosił mnie  do wyjazdu na Salon Parsyski w 1996 r. Oczywiście, nie tylko by zwiedzać.  Liczyła się moja znajomość języka i rozeznanie na francuskim rybku jachtowym. Wystawę zresztą, odwiedzałem już kilkukrotnie jako v-ce Prezes  Międzynarodowego Stowarzyszenia Klasy Micro, na zaproszenie Francuskiej Federacji Żeglarskiej ( FFV). Tadeusz jako właściciel stoczni "Shanta" w Przasnyszu  miał nadzieję  na promocję swych jachtów.   W drodze, sam,   non stop prowadził swego Mercedesa. Trasa Warszawa Paryż zajęła nam 15 godzin. Ładny wynik. 
  
 	Na Salonie niewiele się   chyba udało zwojować, ponieważ ...nie "było armat",czyli jachtów stoczni na wystawie.   Toteż po dwu dniach wyjechaliśmy do . Holandii, a nie do Warszawy. Okazało się, ze dealer  stoczni ma problemy z tzw. "dużymi" Shantami.  Musiał je pilnie wyslipować, gdyż  urządzenia sterowe zaczęły  się rozsypywać.  Miały prawo, ponieważ, jak wykazała obdukcja,  jarzma podnoszonego steru głębinowego wykonano z "blaszki " nierdzewnej  nie grubszej niż 4 mm.  Wyraźnie nie doceniono sił działających na płetwę.
  
	Tadeusz jakoś dogadał się z dealerem, zresztą niesłychanie towarzyskim Holedrem, który wyspecjalizował się w opowiadaniu dowcipów o Belgach. Miał ich spory zapas na każdą okazję. 
  
	 Głównym punktem programu  w Holandii okazało się jednak okoliczne spa- park wodny.  Spędziliśmy w nim wiele godzin. Najdłużej w basenie ze sztucznymi falami. Tadeusz uparł się, że rozgryzie konstrukcję mechnizmu ich wytwarzania,  zamierzał bowiem sam zbudować podobny park w hotelu w Mikołajkach. Mógł kupić gotowy projekt kompleksu, ale cena prawie milina dolarów nawet jemu wydała się z Księżyca.
  
	Postanowił więc sam to ustrojstwo  zaprojektować.   Jako typowy "self made man" nie lękał się takich wyzwań. Firmę TaGo, bazę swego sukcesu  finansowego, także zbudował od podstaw, własnoręcznie spawając formy i inne oprzyrządowanie do wypieku ciastek.  
  
	Chciał też zbudować  możliwie jak największą jednostkę jednostkę do "wożenia"    gości po mazurskich jeziorach. Zlecił mi zatem zaprojektowanie katamaranu motorowego o długości 16 m. Szerokość, po części wynikała  z rozstawu filarów mostu w Mikołajkach.   Nadałam  mu robocza nazwę "Balanga", zgodną chyba z jego przeznaczeniem.  Kopyto kadłuba budowali szkutnicy sprowadzeni z  Ostródy. Nie mogli się nadziwić, że po ustawieniu szablonów na helingu nie trzeba ich poprawiać   "dostrugiwaać" ; listwy kontrolne układały się idealnie.  Potwierdziło to, że  program do projektowania kadłubów mojego autorstwa, który napisałem na Amigę 500 , działa jak powinien. Miał on także moduł hydrostatyczny oraz prognozy oporów, pozwalając na optymalizację linii kadłuba w zegludze bez przechyłu.   Wypróbowałem go wcześnie projektując za jego pomocą Focusa 650 (później program przepisałem naPC-ta w Pascalu (przy  udziale mojego syna  Pawła ). Też "chodził", chociaż nie miał dobrego interfejsu. Nie nadawał się więc do komercjalizacji. 
  
	 Forma "Balangi" powstała i... na tym się skonczyło. Proszono mnie o zaprojektowanie pokładu zgodnie z ofertówką. Dopiero po pewnym czasie, wyszło na jaw, że  kierownictwo stoczni wybrało mnie, organizując "tajny" konkurs ( niestety bez nagród).  Nie zdradzono, kto poza mną w nim uczestniczył.  
  
	Proponowałem konstrukcje szkieletową z powłoka sklejkową, bo  budowa formy na jedna sztukę nie miała sensu (forma kadłuba natomiast miała być wykorzystana do budowy wersji żaglowej). Szkielet pokładu  mia powstać z profili aluminiowych, co jednak stoczni wydawało się za drogie.   Bez większego przekonania  narysowałem szkielet stalowy. Niepotrzebnie się męczyłem. Stocznia właśnie upadła ( w 1998 r.), pociągając na dno finansowe miejscowy Bank Spółdzielczy. Pojawił się  problem z odzyskiem moich  skromnych apanaży. Udało się wyciągnąć w tylko część w naturze, w postaci masztu marki Proctor do Micro i drobnego osprzętu.
  
	Formę,  niestety, została zniszczona.  Podobno awansowała do roli  kwietnika   przed hotelem w Mikołajkach ( nie widziałem, bo zawsze hotel omijałem szerokim łukiem zarówno od strony lądu jak i wody).  Może i lepiej, że motorowa  "Balanga" , czyli pływająca dyskoteka "zatonęła" zanim została zwodowana. Szkoda jednak formy kadłuba. Można by w niej, jak liczyłem, wylaminować kadłuby fajnego katamarana   żaglowego. 
  
	Park wodny natomiast   powstał i działa. Dzieło życia,  żeby nie powiedzieć, pomnik Tadeusza Gołebiowskiego -  jego hotele  rozmnożyły się w Polsce od Tatr do morza i mimo Covidu,  przetrwały.  Ten ostatni jeszcze niedokończony  w Pobierowie robi wrażenie, ale też wywołuje wiele kontrowersji. Tym razem dyskusyjna jest nie tyle    architektura, co jego wielkość. Zapewne o to mu właśnie chodziło.  Mimo wszystkie obiekcje,  sieć hoteli jaką stworzył, jest  imponującym osiągnięciem Tadeusza Gołębiowskiego.
 
  
   
 
 
 
 
 
 
   
 |